Co to był za rok. Chyba dawno tak optymistycznie nie podchodziłam do podsumowań jak w tym roku ;)
Po pierwsze i najważniejsze prawie cały rok 2018 upłynął mi dokładnie w takim tempie w jakim chciałam. Nie narzekałam, że na coś brakuje mi czasu, jeśli coś zaplanowałam a nie zrobiłam, to było spowodowane tylko moim brakiem chęci (czyt: lenistwem), a nie tym, że czasu mi brakło. A czemu piszę, że prawie cały rok ? Bo tylko grudzień zaburzył mi ten ład i porządek - wyskoczył wyjazd i wkręcenie w serial, a kilka rzeczy zostało odłożonych na bok.
Ale co się odwlecze... :)
Nowy Rok 2018 rozpoczął się cudownie, w towarzystwie kilkunastu kompletnie nieznanych mi osób z różnych stron świata, a jednak bawiliśmy się wspaniale i z kilkoma osobami mam do tej pory kontakt.
Początek roku był trochę ciężki, bo po 14 latach na etacie, 14 latach wstawania o 5.20, pracy od 7 do 15, i jako takiego życia w ciągłym schemacie, nagle wszystko się zmieniło. Nikt nie stał nade mną, że muszę wstać, że muszę coś zrobić. W nowej rzeczywistości stałam się panią siebie i tylko ode mnie zależało jak sobie zaplanuję pracę i życie. I nie było to łatwe, choć dzisiaj, po roku mogę powiedzieć, że odejście z pracy było jedna z najlepszych decyzji jakie podjęłam.
Szczerze mówiąc czułam jeszcze przez kilka tygodni żal, że jednak nikt o mnie nie powalczył, że za słabo mnie namawiali żebym została, że tak szybko się poddali. Odcięłam się zupełnie od wszystkich z byłej pracy, ale było mi to potrzebne. Gdy wszystko zaczęłam od nowa układać, znalazło się miejsce dla znajomych, dla których ważna byłam/jestem ja jako ja, a nie jako koleżanka na stanowisku, z którą trzeba dobrze żyć. Przekonałam się, że tych osób nie było zbyt dużo, ale za to do tej pory mam z nimi kontakt. Tak swoją drogą - wciąż wiele osób żałuje, że odeszłam, mój następca wytrzymał na stanowisku 3 miesiące, kolejny obecnie szuka innej pracy ;)
Własna działalność okazała się strzałem w 10. Na pracę poświęcam 4-6 godzin dziennie i tylko ode mnie zależy w jakich porach dnia - czasem od rana, czasem trochę później, a czasem nie mam weny i dopiero wieczorami siadam do pracy. A pracować mogę tak naprawdę z każdego miejsca na ziemi, wystarczy WiFi.
Podróżowo ten rok również należy do udanych. Rozpoczęliśmy go w Wietnamie, w kwietniu był wypad do Włoch do Livigno na narty (niestety dla mnie nieszczęśliwy), potem majówka w Hiszpanii i wielka miłość jaką zapałałam do Madrytu. Dalej Kampania z Neapolem i w wyprawa do Panamy. Na zakończenie all inclusive na Wyspach Zielonego Przylądka. Tak więc w jednym roku Azja, Europa, obie Ameryki (byłam po obu stronach Kanału Panamskiego, który oddziela Amerykę Północną od Południowej - czyli obie Ameryki ;)) i na koniec Afryka :)))
Pod koniec stycznia zostałam po raz drugi ciocią, a przed wczoraj Księżniczka zaczęła sama chodzić :) Dzięki temu, że siostra ze szwagrem mieszkają 50 metrów od nas mamy z dzieciakami świetny kontakt i dużo czasu z nimi spędzamy. Młody sam do nas przychodzi, taki z niego duży chłopak.
W tym roku poczyniliśmy jeszcze jedną inwestycję - kupiliśmy kolejne mieszkanie na wynajem, myślę, że od marca będzie można wynająć.
Były też momenty niezbyt fajne - ukradli nam samochód, który co prawda zaraz się znalazł, ale jeszcze do tej pory nam go nie oddali i Mąż jeździ zastępczym. Auto zostało poniszczone w środku i ciągle trwają przepychanki między firmą a ubezpieczycielem co naprawiać a co wymieniać. W końcu wymienili wszystko i pod koniec tego tygodnia ma być do odbioru.
Drugim niefajnym momentem w tym roku był mój wypadek, a raczej upadek na nartach, rozwalenie kolana i artroskopia. Na szczęście nie okazało się tak niebezpieczne jak wyglądało i po długiej rehabilitacji wróciłam do zdrowia. Choć muszę się przyznać, że jestem oporną pacjentką i za mało stosowałam się do poleceń rehabilitantów, za mało ćwiczyłam i prawdę mówiąc jeszcze do końca sprawna nie jestem, a na ostatnim wyjeździe podczas gry w tenisa przeciążyłam kolano i boli...
Przez to kolano zaniedbałam swoją kondycję fizyczną, nad którą od stycznia do marca pracowałam intensywnie i nie dość, że kondycję straciłam, to jeszcze kilka nadprogramowych kilogramów się pojawiło.
W kończącym się roku udało mi się wrócić to nauki angielskiego i zrealizować kurs, który sobie zaplanowałam, zaczęłam naukę hiszpańskiego i do operacji kontynuowałam włoski. Nie będzie ze mnie poligloty, ale przynajmniej jadąc w świat mogę się jakoś z ludźmi porozumiewać :)
Taki szalony był dla mnie ten rok :)
O planach na następny - niebawem :)
A na razie życzę cudownej zabawy czy w domowych pieleszach czy w wielkim balu i fajnego 2019 Roku :)
My bawimy się u mojej siostry - w planie planszówki i krewetki ;)
poniedziałek, 31 grudnia 2018
czwartek, 13 grudnia 2018
Komu w drogę ...
Znowu wyruszamy w podróż. Tym razem na tydzień na totalnego all'a i last'a. Wczoraj wyjazd zakupiony, jutro 5 rano wylot. A ja jeszcze NIC nie spakowałam, ani jednej rzeczy. Długa noc przed nami ...
Subskrybuj:
Posty (Atom)