czwartek, 26 kwietnia 2018

Rozmowy z trzylatkiem

Mój Siostrzeniec ma 3 i pół roku. Jest mądrym, otwartym i wygadanym chłopczykiem z bardzo bogatym zasobem słów i swoją własną filozofią życiową ;)
Rozmowa u mnie w domu wczoraj.
Sytuacja:
Mały je lody, a babcia (moja mama) stoi nad nim z chusteczką i ciągle próbuje go wycierać.
Wchodzę do pokoju i mówię do mamy:
Ja: Mamo daj spokój, jak się wybrudzi to się wypierze, a kanapę się wytrze.
Mama: Ale on zaraz będzie cały brudny.
Siostrzeniec: Babciu, dziecko nie musi być czyste, musi być szczęśliwe ! To jest w życiu najważniejsze !
Ja: A co to znaczy "być szczęśliwym'"
Siostrzeniec: no to znaczy cieszyć się życiem, dobrze się bawić i śmiać.
Ja: I co jeszcze ?
Siostrzeniec: No żeby nikomu nie było smutno, żeby nie bić innych kolegów, żeby nikt nie płakał. To jest szczęście.

I tak tu dyskutować z taką definicją szczęścia trzylatka ?

czwartek, 12 kwietnia 2018

Gdzieś na wyjeździe

Od lat jeżdżę na nartach i pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Dramat :( W środę decyzja o wyjeździe, w czwartek rezerwacja hotelu, w piątek zakup nowych nart (stare miały 13 lat !!!), w sobotę wyjazd. Niedziela - pierwszy dzień na stoku, pierwsze zabawy z nowymi nartami, wyczucie, frajda zabawa. Ulubiony wyciąg, ukochana trasa, jeden mały błąd i upadek. Uderzenie z impetem w kolano, wykręcenie nogi, niewypięta narta i ból. Mąż zdjął mi nartę, ściągnął buta, ból zaczął odpuszczać. Będzie dobrze. Po chwili wyrasta nie wiadomo skąd ratowniczka, sprawdza czy wszystko ok, czy dam radę. Ja nie dam rady ? Dam ! Ubrałam buta, stanęłam na nogę i wtedy stwierdziłam, że nie dam rady. Może gdybym zacisnęła zęby, to zjechałabym do następnego wyciągu i do kolejnego, żeby dojechać do domu, ale mogłabym sobie zrobić większą krzywdę. Zdecydowała, ze nie dam rady. Przyjechał tobogan, zwieźli mnie do stacji wyciągu, tam na takie specjalne sanie z daszkiem przymocowane do skutera, do kolejki. Wagonikiem do dół na noszach, z wyciągu do karetki, karetką do kliniki. Tam pan doktor ortopeda mnie obejrzał, zrobił mi prześwietlenie, stwierdził, ze to tylko skręcenie, nic nie jest uszkodzone, ani zerwane, ani złamane, nałożył mi ortezę, dał kule. Na drugi dzień pojechaliśmy do kontroli i po wyniki.  Wszystko oczywiście bezgotówkowo przez ubezpieczenie. Tyle lat ile jeżdżę na nartach na każdy wyjazd wykupuję ubezpieczenie - jako talizman. Teraz się przydało.
A teraz siedzę, czytam, odpoczywam, piję w barze na parterze Bombardinio, albo Aperol i mam full relax, a mój Mąż jeździ. Jest lepiej, umiem już sama ubrać buta i skarpetkę :) Wczoraj o kulach byłam nawet na jednej trasce, gdzie mój Mąż ćwiczył telemark.
Musze się szybko zregenerować, bo na długi weekend znó wyjazd ze zwiedzaniem, więc noga musi być sprawna.